Adres: ul. Papieska 2, 33-395 Chełmiec
Tel.: 18 443 33 73
Email: gok@chelmiec.pl
Życiorys Jakuba Wideł †
Urodziłem się 16 marca roku pańskiego 1927
Ten dzień był pogodny ale troche mroźny
I w tym skromnym domu co był kryty strzechą,
Byłem dla rodziców tak wielką pociechą,
Bo mnie wyprzedziły wcześniej dwie siostry,
Co dla rodziców też radość przyniosły.
Ale na dodatek brat się też urodził-
Po równej połowie Bóg ich wynagrodził
Czasy były trudne i niekolorowe, każdy skromny
Rolnik, żeby rodzinę wychować, dość zachodził
W głowę, żeby rodzinę ubrać i nie chodziły gołe
Ale na szczęście mój Ojciec był krawcem i jakoś
Sobie radził i swoich dzieci do nędzy nie doprowadził.
To co najważniejsze - do szkoły nas posyłali
Żebyśmy nie były analfabetami.
I ten skromny żywot powoli się toczył
Tak w tym niedostatku ludzie dorastali i ten
Skromny żywot naprzód siebie pchali
Gdy wybuchła wojna, dla ludzi strach i cierpienie,
A dla niektórych katorgi i wieczne stracenie.
Ja, wtenczas miałem lat 12 i wnet musiałem
Iść na przymusowe roboty i ciężko pracować
Tak jak starsze chłopy
Wojna się skończyła, było trochę ulgi.
I zaraz ojcowie posłali mnie do miasta,
Żebym się uczuł rzemiosła
I ta ulga zwykłym ludziom dużo swobody
Przyniosła, że ludzie ze wsi mogły iść do miasta
Uczyć się wszystkiego i nie służyć u bogacza za
Grosza marnego. Ten wybór szewskiego rzemiosła
Przecież w młodym wieku. Radość mi przyniosła,
Gdy byłem w praktyce już na trzecim roku,
Majster dawał mi nowe buty robić stopniowo po
Trochu, i jednego razu przyszła pani tak bardzo
Urocza zamówić kozaki. Majster dobroduszny
Pozwolił wziąć miarę z jej stopy.
I gdy położyła swą nogę na białym kartonie
Rysuje ołówkiem wokół miłej stopy
Później biorę meter w ręce mierze najpierw
Palce i grubość kostki, serce mi zamarło
Jak wziąć miarę pod kolanem na szerokość cholewki
Ale ta radość mierzenia tej stopy długo nie cieszyła
Bo ludowe rzemiosło wnet się rozwaliło,
Ale wtenczas było takie przysłowie:
Kto ma w głowie olej, to idzie do pracy na kolej.
Ja z tego przysłowia chętnie żem skorzystał
Bo na kolei drugi zawód zyskał
I po roku pracy dostałem mundur kolejowy
I z tej radości zaraz przyszła mi żoniacka do głowy.
Ale te zaloty były bardzo skromne,
Bo wtenczas na kolei w produkcji normy pracy
Były tak wysokie i niemożliwe,
Że brakowało czasu na spotkania miłe.
Przecież w dawnych czasach były różne zwyczaje,
A nawet zabobony, że święty Antoni jest
Patronem od zguby i szukania żony.
I poszedłem na odpust do drugiej parafii
Prosić Antoniego, może się coś trafi
Wychodzę z kościoła patrzę za pannami.
Aż tu idzie jedna taka osmutniała
Jak by miała od strachu boja
Pewnie po to samo przyszła i będzie już moja.
Podchodzę do niej, biorę ją pod rękę,
I daje jej serce odpustowe w rękę,
Żeby nas łączyło od tego odpustu teraz i na wieki.
Nawet się zgodziła zaprosić do domu,
Pokazać rodzinie co znalazła na odpuście
W parafii w Męcinie.
Wnet doszło do prawdy, że trzeba prosić teściową,
O rękę jej córki, ale oprócz ręki prosiłem
O całe oblicze i wszystko dobro co się w niej mieści,
Żeby nam starczyło tego dobra do samej starości.
Jak zaszedłem do proboszcza zgłosić swój ożenek
Jak popatrzył na mnie i powiedział - Ty stary
Kawalerze, masz wiek Chrystusowy
Ożeń się szybko, będziesz miał już z głowy.
I w tym małżeństwie cośmy razem żyli
To z tej miłości trojkę dzieci wspólnie przysporzyli.
Gdy się dzieci rodzą, napełniają ziemię,
To przecież rodzice kładą w nich nadzieję.
Czy wyrosną zdrowe i będą wiedze pojmowały,
Żeby sobie w życiu radę jakoś dały.
Skromne moje myśli, a nawet marzenia
Nie poszły na marne, bo wszystkie moje dzieci
Mają swoje gniazda i swoje pociechy.
Te siedmioro wnuków, co daje mi na co dzień
Tak dużo pociechy, że się nie starzeję
Bo jestem dziadek spod strzechy
Wnuki szybko dorastały do szkolnej zerówki
Ja chodziłem z nimi i po drodze układałem starodawne śpiwki.
I te miłe panie co dzieci przyjmowały
Zawsze sie cieszyły, że takiego dziadka jeszcze nie widziały.
Bom im opowiadał co po drodze myślę,
Że im wnet zaśpiewam te piosenki zmyślne.
I po tym śpiewaniu dostałem zamówienie
Żebym im opisał o starych zwyczajach
Jak ludzie dawniej żyli i jakie gawędy w rodzinie tworzyli.
I dzięki tym paniom co mnie do pisania namówiły,
To moje dwie gawędy na scenie pierwsze miejsce miały.
Ale w młodym wieku czasu nie marnował,
Bo w zimowej porze zawszem kolędował.
A że jestem mały, tom dziadka odgrywał
I za to gadanie hojne kolędki zawsze otrzymał.
Jak nas puścili do środka izdebki, to się dziadek
Modlił:
„ Za gazdo, za głosposio, żeby zdrowe były
I żeby sie im córki nie skłoziaciły,
Jak dacie gorzołki kworto
To wom zaśpiywomy kłolondko, co śmichu worto”
I pło ty gorzołce tańce i śpiewanie.
A któro dziewucha trocho słabso boła
To i do kołyski co si przyspłorzyła
To co napisałem, wszystko z prawdy wzięte
A może niektóre drobiazgi są tu pominięte
Nigdy nie wiadomo jak życie może długo służyć
Bo jeszcze swe gawędy chciałbym je wydłużyć.